Moja miłość do kolczyków rozwijała się długo, była wyboista, pełna przeszkód, ale finalnie zakończyła się happy endem 😉 A cała historia zaczęła się dawno, dawno temu u mojej babci…
Jednym z pierwszych wyraźnych wspomnień z dzieciństwa, była wielka ekscytacja za każdym razem kiedy jechaliśmy z rodziną do babci. Oczywiście część mnie – małej Kasi – cieszyła się po prostu z faktu, że zobaczę dziadków, ale zawsze towarzyszyło temu również wielkie przeżycie estetyczne. Babcia i dziadek mieli bowiem hurtownię, w której produkowali KLIPSY 😀 Zatem za każdym razem kiedy jechaliśmy do babci, wparowywałam do mieszkania z ekscytacją i prosiłam, żeby wyjęła szkatułkę z najnowszymy klipsami. A następnie przymierzałam… I z uwielbieniem oglądałam… A potem znowu przymierzałam… Zawsze w kanapie znajdowały się też jakieś części do klipsów – zapięcia, ogniwka, kamyki… oj teraz doskonale rozumiem skąd się tam brały;). Oglądałyśmy więc z babcią te klipsy, a ja niemal z nabożeństwem oglądałam te wszystkie świecące koraliki… I oczywiście najbardziej interesowały mnie te DŁUGIE. Im dłuższe, tym lepsze…
Nie zdziwicie się zatem, że od ZAWSZE chciałam mieć przekłute uszy 😉. I tu pojawiają się przeszkody… Bowiem okazało się, że moja mama z niezrozumiałych dla mnie do dziś względów, jest WROGIEM kolczyków! (A ogólnie jest kochaną, dobrą, wyrozumiałą i cudowną osobą i jestem niemal pewna, że tylko w tej jednej, jedynej historii zostanie – na poczet ubarwienia fabuły 😉 – przedstawiona jako „czarny charakter” 😉 ) I tak jak muszę przyznać, że w życiu nie miałam zbyt wielu zakazów, tak te kolczyki zostały mi właśnie zabronione…
Dorastałam więc sobie szczęśliwie, ale z pewnym poczuciem pustki, ilekroć mijałam gablotki sklepów jubilerskich, gdzie na wystawach migotały te małe, błyszczące cuda. A zakaz ten utrzymywał się w mocy prawa wyjątkowo długo. Nie pamiętam już czy doczekałam 18-tych urodzin, czy jednak przekułam uszy trochę wcześniej. Jeśli tak, to na pewno było to już w liceum. Ale w końcu dopięłam swego – bo trzeba Wam wiedzieć, że jak coś sobie postanowię, to dążę do tego konsekwentnie 😉
Tak więc jednego, pięknego dnia stało się – PRZEKUŁAM SOBIE USZY.
I otworzyły się całkiem nowe możliwości… 😀
Długie, kobiece, delikatnie poruszające się, błyszczące, muskające moją szyję… kolczyki były teraz na wyciągnięcie ręki…
Oczywiście korzystałam z tego na całego 🙂 Zasiliłam moją szkatułkę kilkoma parami zjawiskowych kolczyków, by następnie zapragnąć czegoś więcej…
I tak zaczęłam tworzyć własne…
Na początku byłam zafascynowana kolczykami z piór. Bo były lekkie, kolorowe i fantastycznie tańczyły blisko twarzy. W domu rodziców z pewnością mam jeszcze kilka sztuk z tamtych czasów 😉 Potem były różne wariacje z koralikami, szkłem murano (te były dla mnie za ciężkie), ze srebrem itd… Okrągłe, podłużne, mieszane… No i wszystkie były DŁUGIE 😀
Przez lata miewałam okresy, kiedy nosiłam kolczyki częściej lub rzadziej, jednak odkąd pamiętam, niezmiennie uważam, że kolczyki to najpiękniejsza i najbardziej kobieca część biżuterii. Szczerze uwielbiam to uczucie, kiedy kolczyki łagodnie dotykają mojej skóry. Zawsze, kiedy oglądam filmy, to właśnie na kolczyki zwracam największą uwagę. Kiedy chcę się poczuć najbardziej kobiecą wersją siebie – zakładam kolczyki. Dlatego prędzej czy później musiało się dla nich znaleźć miejsce w Joyllery…
Od początku stworzenia marki eksperymentowałam z różnymi wzorami, stylami, modelami, zapięciami i materiałami. Wiedziałam, że chcę w nich również wykorzystywać kamienie naturalne, jednak zależało mi także na tym, aby nosiły cechy których sama poszukuję w tej biżuterii. Chciałam, aby były:
- Lekkie w odbiorze – eteryczne, ale zjawiskowe, poruszające się iodbijające światło, a jednocześnie delikatne i nieprzytłaczające.
- Lekkie, jeśli chodzi o ich wagę – Mam na tym punkcie lekkiego fioła, ponieważ przy zbyt ciężkich kolczykach natychmiast zaczyna mnie boleć głowa. To stanowiło pewne wyzwanie, ponieważ kamienie – szczególnie te najbardziej połyskliwe, robiące efekt wow, jak np. granaty czy hematyty – są same w sobie dość ciężkie. Tak więc szukałam sposobu, jak je zaprezentować tak aby były widoczne, ale jednocześnie dające się faktycznie nosić.
- Długie 😀 – Cóż poradzę, to realizacja marzenia małej dziewczynki siedzącej na babcinej kanapie 🙂 Do takich właśnie moje serce bije najmocniej, a głowa najefektywniej pracuje 😉
Niemal rok szukałam „swojego ja” w kolczykach. Stworzyłam różne wersje, część porozdawałam bliskim, część sama testowałam. Były mniej i bardziej udane, ale przy żadnych nie czułam, że to TO. Nieraz jednak wspominałam Wam, że jednym z największych źródeł inspiracji są dla mnie inne kobiety i kiedy tworzę z myślą o kimś konkretnym. Tak też było w tym przypadku, kiedy to po grudniowych targach odezwała się do mnie jedna z Klientek, która po zakupie bransoletki zapytała czy mogę stworzyć kolczyki do kompletu. No i nie było zmiłuj – trzeba było usiąść i myśleć :). Stworzyłam cztery wersje, ale przy jednej serce zabiło mi mocniej. I tak się złożyło, że wybór Klientki był taki sam 🙂 A ja poczułam wreszcie te motyle, których szukałam i postanowiłam pociągnąć temat….
Tak powstały pierwsze kolczyki, które mogę nazwać w 100% Joyller’owymi. Póki co występują w trzech wersjach:
- Podłużnej – z wykorzystaniem różnych łańcuszków ze stali szlachetnej, które są lekkie i delikatne, a jednocześnie nieustannie ruszające się. Kamienie naturalne stanowią tu zwieńczenie kolczyka – jest ich mniej, ale każdy jeden koralik pokazany jest w taki sposób, że przyciąga uwagę.
- Okrągłej / owalnej – w których cały obwód pokryty jest kamieniami naturalnymi w różnych kształtach i rozmiarach.
- Mieszanej – łączącej najlepsze cechy jednych i drugich, czyli piękny kształt koła i wydłużający efekt łańcuszków 🙂
Aktualnie dostępne projekty znajdziecie w sklepie internetowym zakładce Kolczyki. Jeśli jesteście takimi fankami jak ja, warto zaglądać na stronę od czasu do czasu, ponieważ ofertę będę uzupełniać na bieżąco jak coś zrobię 🙂 Dam też wówczas znać na moich kanałach na instagramie i facebooku, że jest nowa dostawa – także śledźcie relacje 😉
Jeśli natomiast macie już jakąś biżuterię ode mnie, albo szukacie czegoś z konkretnym kamieniem i podoba Wam się styl w jakim tworzę – śmiało możecie się do mnie odezwać mailowo lub przez Messenger / DM, w sprawie zamówienia indywidualnego.
Mam nadzieję, że spodoba Wam się to co stworzyłam. Ja jestem naprawdę zadowolona z efektów, a jeszcze bardziej jestem podekscytowana, gdzie pokierują mnie kolejne próby 🙂
To jest dopiero początek pięknej przygody…
Ściskam Was,
Kasia